Łódź Kaliska, czyli pierwszy krok w stronę zmiany


Moja życiowa sytuacja osiągnęła apogeum. Skończyłem szkołę, zdałem maturę. Okazało się, kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto pojawiał się tylko wtedy, kiedy czegoś chciał. Przyszedł w końcu czas na skonfrontowanie pragnień z rzeczywistością, zrewidowanie życia. Ciężko mi to ubrać w słowa, bo tutaj to zabrzmi sucho, zwyczajnie, a osobiście postrzegam to jako wcale niemałą wewnętrzną rewolucję.

Dworzec Łódź Kaliska. Usiadłem sobie na ławeczce i zacząłem wypatrywać autobusu z Poznania. Normalnie chyba bym się bardzo stresował, a nawet hmm... bał. A ja czułem się tak jakbym czekał na starego przyjaciela. Mimo, że człowieka na oczy nie widziałem.

No i przyjechał. Między dworcem autobusowym a kolejowym witamy się z dziewczyną. Też widzę ją pierwszy raz w życiu. Już w trójkę poszliśmy na któryś z peronów. Czekaliśmy na skład jadący ze stolicy. Obok przejechał pociąg-widmo bez ani jednego pasażera. Zacząłem mieć wątpliwości czy był w nim chociaż maszynista. W końcu przytoczyła się Warszawa.

Martyna, Ula, Kuba i ja. Cały dzień spędziłem na łażeniu po Łodzi z nieznajomymi (tzn. z nimi). "Co ja tutaj robię?!" pomyślałem. Przełamałem się. Trochę się otworzyłem. Poza tym +3 do inspirujących znajomych. A może kiedyś i przyjaciół? Kto wie :)

Czas robić rzeczy wielkie!

0 osób skomentowało wpis: